piątek, 4 września 2015

Sąd: lokalizator GPS nie dla prywatnych detektywów

Prywatni detektywi nie mogą stosować lokalizatorów GPS ani innych, zastrzeżonych dla policji i tajnych służb, technicznych środków niejawnego zdobywania informacji - uznał Sąd Najwyższy.
W czwartek SN odmówił odpowiedzi na pytanie prawne sądu w sprawie detektywa - oskarżonego przez pewną kobietę o umieszczenie lokalizatora GPS w jej aucie - ale zarazem wypowiedział się co do istoty sprawy. Sąd pytał, czy takie zainstalowanie GPS dopuszcza ustawa o usługach detektywistycznych, czy też jest ono czynnością operacyjno-rozpoznawczą zastrzeżoną dla "upoważnionych organów".
Trzech sędziów SN uznało, że przez czynności operacyjno-rozpoznawcze zastrzeżone dla innych organów należy rozumieć takie, które są wprost wymienione w ustawach o policji czy służbach specjalnych. Jak mówił sędzia SN Andrzej Ryński, ustawa o usługach detektywistycznych nie ogranicza rodzaju informacji zdobywanych przez detektywów, ale ogranicza środki ich uzyskiwania. Detektyw może zatem zdobywać informacje wkraczające np. w kwestie relacji małżeńskich - uznano. Ale już środki techniczne niejawnego zdobywania informacji są zastrzeżone dla organów państwa.
SN powołał się m.in. na wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, który w 2010 r. uznał, że użycie lokalizatora GPS może prowadzić do naruszenia prawa do prywatności, także przez organy władzy. Ryński podkreślił, że w Niemczech zgodę na użycie GPS przez służby wydaje prokurator generalny.
Sędzia zaznaczył, że w swym stanowisku dla SN Prokurator Generalny RP podkreślał, że detektyw, który swoim zachowaniem naraża daną osobę na szczególną uciążliwość, może w ten sposób popełniać przestępstwo stalkingu. SN przypomniał też, że detektyw jest ustawowo zobowiązany do przestrzegania prawa.
W sprawie chodziło o założenie przez prywatnego detektywa Wojciecha K. lokalizatora GPS w aucie kobiety, na zlecenie męża chcącego zdobyć dowód niewierności żony. Kobieta odkryła urządzenie i wniosła do prokuratury o śledztwo. Ponieważ prokuratura umorzyła je, kobieta wytoczyła prywatny proces karny detektywowi. Kodeks karny mówi, że kto w celu uzyskania informacji, do której nie jest uprawniony, zakłada lub posługuje się urządzeniem podsłuchowym, wizualnym albo innym urządzeniem podlega grzywnie, ograniczeniu wolności albo do 2 lat więzienia. W maju br. Sąd Rejonowy w Olecku uniewinnił K. Kobieta złożyła apelację; podczas jej badania Sąd Okręgowy w Suwałkach zadał pytanie SN.
SN odmówił odpowiedzi w formie uchwały, bo uznał, że prywatnego aktu oskarżenia w całej sprawie nie sporządził adwokat (co jest wymogiem prawa), wobec czego postępowanie takie nie może się toczyć. Ponadto SN nabrał wątpliwości, czy kobieta mogła w ogóle być pokrzywdzoną w całej sprawie - co dawało jej prawo do złożenia aktu oskarżenia. Teraz SO zapewne umorzy całą sprawę.
Adwokat K. mec. Adam Paliwoda powiedział PAP, że teraz detektywi w Polsce nie będą wiedzieć, czy można stosować takie środki techniczne jak dyktafony czy aparaty fotograficzne z teleobiektywami.
Uchwała trzech sędziów SN wiąże sąd, który zadał pytanie prawne; inne sądy mogą ją brać pod uwagę, choć nie muszą. Stanowisko SN niewyrażone w formie uchwały, tak jak w tej sprawie, jest tylko jednym z poglądów prawnych. Dopiero wpisanie danej uchwały SN do księgi zasad prawnych wiąże wszystkie składy SN co do konkretnego zagadnienia.
źródło: http://prawo.rp.pl/artykul/1068568.html